Aparat ortodontyczny jest w moim życiu od 20 lat. Tyle dokładnie dorastałam do decyzji by go założyć. Bałam się bólu, jakiejkolwiek ingerencji w buzi, powikłań. W końcu dojrzałam i założyłam go. Dlaczego to tyle musiało trwać? Dlaczego w końcu się przełamałam? Dla mnie to coś więcej niż tylko aparat…
Przerwę między jedynkami- naukowo mówiąc diastemę miałam całe życie. W szkole było to powodem moich ogromnych kompleksów. Z tych czasów nie mam żadnych zdjęć gdzie byłabym uśmiechnięta. Jeśli już to tak, żeby nie było widać zębów. Miałam do perfekcji opanowany uśmiech z zamkniętymi ustami. Z czasem, zaczęłam te przerwę akceptować, sama robiąc z niej żarty w towarzystwie. Nie żebym ją nagle polubiła. To była chyba dobrze założona maska.
Próbowałam coś z tym zrobić już nie raz. W ciągu 10 lat odbyłam łącznie 3 wizyty u ortodontów, u każdego wykonując odlewy żeby opracować plan leczenia aparatem. Gdy miało już dojść do ostatecznej decyzji zawsze się wycofywałam. Nie lubiłam siebie za mój wygląd, ale uciekając nie lubiłam siebie jeszcze bardziej. Ta myśl, że coś będzie bolało, że trzeba będzie się poddawać ścisłej kontroli, że czeka mnie długie leczenie paraliżowała mnie do tego stopnia, że nauczyłam się żyć z kompleksem.
I przychodzi nagle wiek 32 lat, że zaczynam dojrzewać. Dalej boję się dentysty, ale mam w sobie tyle siły i tak nauczyłam się panować nad emocjami, że poszłam do ortodonty po raz czwarty! Stwierdziłam, że jak teraz się wycofam, to już nigdy do tego nie wrócę, a co ważniejsze nigdy nie nauczę się pokonywać słabości.
To dwa tygodnie jak mam coś obcego na szczęce. Nie jest łatwo, bo trzy razy się zastanowię czy na pewno jestem głodna. Ból przy próbie przeżuwania w pierwszych dniach jest taki, że odechciewa się podchodzić do lodówki. Czuję, że z tego powodu nie mam siły, energii. Jak długo można żyć na jogurcikach. Mało tego za miesiąc czeka mnie jeszcze zadrutowanie dolnej szczęki…
Bywa, że duszę się. Mam odruch wymiotny, chcę to żelastwo zdjąć natychmiast. Myśl, że sama tego tu i teraz nie zrobię tylko pogarsza sytuację. Ale w takiej chwili siadam, wyciszam oddech i tłumaczę sobie, że dam radę. Jeszcze rok temu moja psychika by tak sobie tego nie przetłumaczyła. Czemu akurat teraz do tego dojrzałam? Nie wiem, naprawdę nie wiem.
Może dlatego, że już na stałe wróciłam do pracy- nie mam w głowie już żadnych ,,urlopów” macierzyńskich. Może dlatego, że prowadzę firmę, która się rozrasta i skończyły się żarty i zabawa w dorosłość? Może dlatego, że dzieci mają coraz więcej potrzeb i wiem, że nie ma czasu na mazanie się z mojej strony.
Założenie aparatu to w moim życiu pewien symbol. Może wydawać się to śmieszne, ale dzięki niemu zrozumiałam, że wszelkie ograniczenia są w mojej głowie i tylko ode mnie zależy czy uprzykrzą mi życie, czy powiem im ,,spadajcie”. Czuję, że teraz będę miała odwagę na wiele rzeczy, o których sama myśl mnie paraliżowała. Może następnym krokiem będzie skok ze spadochronem?
P.s Po tym jak wszyscy znajomi zobaczyli aparat na moich zębach, jednogłośnie powiedzieli smutnym głosem: ,, to już nie będziesz miała tej sexi przerwyyyyy????”
One comment
Magdalena
31 sierpnia, 2019 at 12:11 pm
Ja założyłam aparat w wieku 24 lat, góra i dół. Nie przeżywałam tego tak mocno. Ból czułam może 4 dni, bardzo szybko się przyzwyczaiłam. Gorzej z obowiązkiem mycia zębów po każdym posiłku, bo przed aparatem tego nie pilnowałam, noszeniem szczoteczki ze sobą wszędzie no i jeszcze zakaz jedzenia karmelków itp. Ale było warto!