Znasz ten obrazek? Dziecko w sklepie rzuca się na podłogę, bo mama nie chce kupić mu siedemnastego batonika. Albo – Jest piękna pogoda, wszyscy spokojnie spacerują, a już z kilometra słychać rozwrzeszczane dziecko bo chce iść ulicą zamiast chodnikiem.
Kaaaażdy zna te obrazki. Zasmarkany maluch. Wkurzona mama, rozglądająca się na boki z miną tłumaczącą się przed wszystkimi obserwatorami. I te komentarze: jak sobie wychowałaś tak masz…ja by dawno dał w dupę… co za rozpieszczony bachor…
Taak bardzo lubię patrzeć jak matki nie radzą sobie z dziećmi… Dowartościowuje się w ten sposób, moja samoocena wzrasta. Wtedy zdaję sobie sprawę, że nie tylko moje dziecko ma bunt dwulatka, a ja nie wiem jak do niego podejść. Zdaję sobie sprawę, że każda matka przechodzi w wychowaniu ten etap i wcale nie oznacza to, że nie nadaje się do macierzyństwa. Wbrew przeciwnie- wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Wszystkie te obrazki znam z własnego doświadczenia. Na początku chciałam przeteleportować się do domu i to najlepiej do piwnicy. Wyłam razem z małą, wkurzając się na nią, mając pretensje do siebie, do świata, do męża, że akurat jest w pracy. Próbowałam krzyku, niereagowania, tulenia. Wszystkiego. Gdy już opanowałam sytuację słyszałam z okna jak inna mama panicznie biegnie z rozkrzyczanym potomkiem, aby jak najmniej sąsiadów ją zobaczyło. Wtedy na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, bo przed chwilą musiałam wyglądać dokładnie tak samo.
Potem nastał etap nie prowokowania sytuacji, która mogła by wywołać burzę. Nie jest to jednak oczywiste, że jeśli dziecko chce jabłko to w drodze po owoc nie zmieni zdania na gruszkę i wojna na całego. Łyżeczka też nie ta, tylko ta obok (pomimo, że są identyczne).
Po paru akcjach na placu zabaw, po paru awanturach na spacerze – moich jak i innych rodziców- mam na to …jak by to powiedzieć ładnie…wywalone. Nie obchodzi mnie jak patrzą inni. Jak zwalniają samochody i pokazują palcami. Komentarzy, chyba już na prawdę nie słyszę. Dużo bardziej uporczywe jest tłumaczenie się i przepraszanie, że żyję, a tym bardziej dyskutowanie z dzieckiem w fazie szału niż obojętne kontynuowanie zakupów.
Nienawidzę jednak jak miła staruszka chce mi pomóc, podchodząc do dziecka i mówiąc: ,, BO CIĘ ZABIORĘ”. Nie dość, że to rozwściecza moje dziecko jeszcze bardziej, to potem pół godziny zabiera mi tłumaczenie, że nikt Cię nie zabierze, że z mamą jesteś bezpieczna i cokolwiek się stanie mama będzie przy Tobie.
Przy takim buncie rodzicowi i tak nie jest łatwo. Drodzy obserwatorzy- nie pomagajcie nam! Przypomnijcie sobie swoje dzieci, a jeśli ich jeszcze nie macie to poczekajcie. Wtedy moje będą już odchowane i wspólnie z nimi będę patrzeć z radością jak sobie nie radzicie.