Będąc już w pierwszej ciąży, rozmyślałam jakie będzie moje dziecko. Nie zależało mi, żeby było super inteligentne i profesorem nauk medycznych (chociaż gdyby…), ale wiedziałam jedno- ma być samodzielne. Nie może liczyć w przyszłości na bogatego męża, czy na mamusie co będzie jej wszystko załatwiać w urzędach. I chyba powoli udaje mi się realizować mój cel.
Dobrze wiecie, że jestem położną a nie terapeutą i nie będzie tu psychologicznego pitu pitu. Ale do wpisu zainspirowało mnie spotkanie z psycholożką zorganizowane w przedszkolu mojej córki, o tym właśnie jak sprawić by dziecko było bardziej samodzielne. Przy zapisywaniu się raczej myślałam o temacie jak ograniczyć samodzielność pociechy, bo Ola wszystko sama i sama. Z jednej strony bardzo się z tego cieszę, z drugiej…pracy mam dwa razy więcej.
Bo:
-gotujemy razem. Wsypywanie mąki odbywa się do miski i przy okazji na blat, podłogę, płytę indukcyjną, czasami i parapet- ale…dzięki temu 3 letnie dziecko podaje mi przepis jak zrobić placuszki i jakich składników użyć.
-razem wybieramy ubrania na następny dzień. Nawet nie wiedziałam, że tym sposobem zwiększa się jej samodzielność. Wprowadziłam ten rytuał, po kolejnej awanturze rano, że ta sukienka jest za krótka i się nie kręci. Teraz na taki argument mam odpowiedź: ,,przecież sama wybierałaś”. Napomknę tylko, że w garderobie ciuchy muszę układać codziennie, bo proces wybierania kreacji jest dość burzliwy. Aha- sukienka z jednego dnia nie może się powtórzyć dnia następnego.
Pani psycholog powiedziała też, że dobrze aby każdy maluch miał w domu jakieś obowiązki adekwatne do jego wieku. No to dawaj: Ollaaaa, chcesz wyciągnąć naczynia ze zmywarki??? Taaaaak! Nie wiem, czy jest to adekwatne do jej wieku, ale zadanie to wypełnia w pełnym skupieniu i do ostatniego talerza. O ile sztućce jeszcze posortuje o tyle talerz głęboki jest na małym, miska na deserowym. Strach otworzyć szafkę, żeby nic nie pospadało.
Co się okazuje- to nie ważne
. Poczucie porządku nasze i naszych dzieci jest zupełnie inne. (Nie da się nie zauważyć), ale mała przez pół dnia chodzi i chwali się, że włożyła widelce do szuflady. Widzę, po niej że autentycznie jest z siebie dumna zwłaszcza powtarzając ,,ja sama”, ,,nikt mi nie pomagał”, ,,ja umiem”, ,,jestem już duża”.
Najgorszy jest czas. Czas jakiego nam brakuje. Bo wiem, że Ola potrafi sama założyć buty, ale rano patrząc na zegarek i męża, który tupta z nogi na nogę bo już jest za 10, sama wciskam jej obuwie, myśląc sobie- dobra jutro może wstanie wcześniej.
Mam jeszcze dwa niemowlaki w domu- większość rodziców przynajmniej po jednym młodszym dziecku również posiada. Znowu czas ograniczony- bo trzeba tego nakarmić, bo zmienić pampersa, bo kolka, bo coś. I mówię tylko : Ola narysuj mi coś. I rysuje ten dzieciak, żeby mamie się spodobało. Co zazwyczaj mówisz? Pięknie, super. Co na to Pani psycholog: Pięknie, super nie wystarczy. Trzeba powiedzieć, dlaczego. Pięknie bo dom ma dach i okna, super bo strażakowi narysowałaś kask.
I to nasze wieczne dążenie do perfekcyjności. ,, Daj ja to lepiej zrobię”- nie koniecznie mówiąc to na głos. Cały czas poprawiamy nasze dzieci, robimy po swojemu, ograniczając im w ten sposób samodzielność a przy okazji kreatywność.
Chcemy szybko, czysto w ciszy i spokoju. A pamiętasz mamo jak uczyłaś się prowadzić auto? Od początku nie myliłaś jedynki z trójką? A ty tato od razu wiedziałeś, jak skręcić meble do salonu?
Tak jak nie raz zawył silnik i nie raz zostały części, tak dziecko nie raz zrobi błąd czy coś nie po naszemu. Nie mówmy mu, że jest gapa, nie wyręczajmy, żeby było ładniej. Dom to nie muzeum, a my to nie prezydenci. Dajmy sobie miejsce na bałagan i czas na zabawę. Zabawę, która przy okazji będzie nauką. Może trudno w to uwierzyć, ale kiedyś nasze malutkie dzidzie pójdą na studia, założą swoje rodziny. Wychowaj syna na zaradnego, bo może moja córka się kiedyś w nim zakocha. Zatroszcz się, żeby dziewczynka nie była ,,blondynką”, bo może mój syn przyprowadzi ją kiedyś do mojego domu.