It’s a girl! Royal baby 2 już jest. Świat się cieszy, Anglia szaleje a ja współczuję tej biednej Kate. Jak się cieszę, że nie urodziłam się w żadnej królewskiej rodzinie, że miliony nie czekały na moje skurcze. Księżna rano przeszła przez poród a niecałe 12 godzin później jedzie już do niej fryzjer i kosmetyczka, bo obowiązkiem jej nie jest odpocząć, nacieszyć się z najbliższymi, utulić i nie wypuszczać z rąk córeczki. Trzeba wyjść, pomachać, uśmiechnąć się. Cieni pod oczami też nie przystoi posiadać a i brzuch przydało by się już zgubić.
Dwanaście godzin… tylko dwanaście godzin po porodzie to ja marzyłam żeby odpocząć. Byłam cała obolała pomimo, że mój poród do ciężkich nie należał. Chciałam patrzeć i patrzeć na Olinkę, nawet dzwoniący telefon bywał drażniący. Kreskę pod okiem poprawiłam, włosy przeczesałam. Piżama jednak była najwygodniejszym strojem wieczorowym i przez myśl mi nie przeszło żeby dobierać stylizację i pokazywać się innym. Nikt oprócz męża nie miał pozwolenia żeby przyjechać. Nie w tej pierwszej dobie. To był czas dla nas. Tylko dla nas.
A Kate? Co z tego, że księżna. A kiedy ma być matką jak nie tuż po porodzie?
W pałacu pewnie obowiązkowa kolacja z królową, obrady przy stole co do imienia i ustalenie planu wychowywania na najbliższy rok.
Nie rozpisuję się więcej bo jako osoba pochodząca z średniej wielkości miejscowości, bez rozpoznawalnej rodziny, na ekranie telewizora pojawiająca się tylko jak ktoś włączy płytę na DVD z wakacji, idę w zwykłej koszulce, bez makijażu położyć się do łóżka i pobawić z moją córeczką. Może to mało szlacheckie ale cieszę się, że to właśnie takie przywileje przypadły mi w udziale.