Zmuszona przez mamę do obejrzenia jednego z polskich seriali nie mogłam trafić inaczej jak na scenę z zajęć szkoły rodzenia.
-OOOO będzie o Tobie- poprawiła się w fotelu matula.
Nooo. Szczera prawda na ekranie. Sala wyklejona macicami, pochwami i rozkraczonymi nogami a położna prowadząca zajęcia nawiedzona i poświęcona tylko naturze i głębi ciała.
Potem na swoim kursie muszę się tłumaczyć, że to oddychanie nie ma nic wspólnego z prawdziwym, że po pierwszym skurczu się nie urodzi, że jak odejdą wody to dziecko z nimi nie wypłynie, że makijaż raczej się nie utrzyma.
I ta dramaturgia… Nie widziałam chyba serialowego porodu gdzie nie byłoby przerażającej, wstrzymującej świat chwili ciszy czy dziecko zapłacze. I jest, jest ten pierwszy krzyk- oczywiście w następnym odcinku. AAA i wiedza tajemna- na cholerę im te ręczniki i miska z ciepłą wodą?
A mdlejący tata? No to tylko na filmach. Ani razu nie widziałam w pracy, żeby facet padł. Może byli tacy nieco bladzi, ale do osuwania na ziemię to trochę brakowało.
Zauważam, że scenarzyści są propagatorami porodów domowych. Mało z bohaterek zdąża do szpitala, ale jak już przejadą przez te gigantyczne korki, zerwane mosty i powalone drzewa to ich przywilejem jest to, że zawsze tuż pod drzwiami placówki mają miejsce parkingowe.
Po wejściu na medyczne korytarze obowiązkowo musi znaleźć się wózek dla pacjentki i słowa ” siostro szybciej”. I ten dziki pęd. Przed maratonem ćwiczą czy co?
Można się zestresować czekając na swój poród. A już po nim, rodziny ze wszystkich stron zjeżdżają się do położnicy, sala pełna kwiatów( tych bukietów to akurat im zazdroszczę) i położna zabierająca dziecko na karmienie. Aa i jak mama chce pospać to też malucha wezmą.
A w rzeczywistości…. awantury z personelem bo jak ja mam odpocząć, kto mi się dzieckiem zajmie- a w Leśnej Górze to jest sztab personelu a tu Was jakoś mało. Dobrze, że wcześniej obejrzałam M jak miłość przynajmniej mogłam się świadomie przygotować. A siostra jest z innej planety. Natalka trafiła na lepszą położną.
Ja chcę rozmawiać z ordynatorem i lepiej żeby to był Damięcki!
One comment
Róża
12 maja, 2015 at 8:32 am
Anka a ja niestety miałamatą przyjemność zobaczyć kilku partnerów przytulających podłogę choć najczęściej jeszcze przed kulminacyjnym momentem porodu 😉 Raz po przebiciu błon płodowych na chwilę wyszłam z sali i po 2 sekundach słyszę „pomocy!”. Wchodzę a tam mąż pacjentki leży centralnie pod łóżkiem 🙂