Jak to się dzieje, że wszystkie gwiazdy tydzień po porodzie są z powrotem na salonach a po brzuchu ani śladu? Nie raz patrzyłam na nie z zazdrością, że tak szybko doszły do formy.
Oczywiście w show biznesie rzadko kiedy pojawia się pojęcie połóg czyli czas 6 tygodni po porodzie na „dojście” organizmu do siebie. Byłoby to za drogie. Co więc robią celebrytki? Fitness 5 razy w tygodniu, siłownia 7, basen 16. Już nie wnikam gdzie w tym wszystkim dziecko- nie o tym moje rozważania, ale…Nic w naturze nie ginie. Brzucha nie ma natomiast po tak drastycznym odchudzaniu, ciężkich treningach zupełnie siadają mięście dna miednicy czyli te odpowiedzialne za trzymanie moczu.
Piszę to ku przestrodze wszystkich świeżo upieczonych mam, które jak najszybciej chcą zwalczyć wiszącą oponkę. I nie ma tu znaczenia czy rodziłaś naturalnie czy przez cięcie cesarskie. Nadmierny wysiłek fizyczny obciąża i tak jeszcze słabe mięśnie krocza nie dając im szansy na zregenerowanie.
Dlaczego my matki chcemy być tak idealne i nie dajemy sobie prawa do odpoczynku, wyciszenia się, zaszycia przed światem choćby na chwilę. Sama ciąża bywa męcząca nie mówiąc o porodzie. My po wszystkim chcemy wyglądać świeżo, promiennie, bez worów pod oczami z masą ciała najlepiej taką samą jak nasze dziecko.
Zamiast pójść się wyspać i mieć gdzieś czy podłoga umyta a pranie poskładane biegamy po całym domu z mopem i ściereczką. Nie jest wstydem, że jesteśmy zmęczone. Nie jest wstydem, że czasem mamy poczucie, że nas to przerasta. Nie jest wstydem, że w nocy zdenerwujemy się na dziecko, które obudziło się po raz 7 i ryczy. Nie jesteśmy maszynami. Nie wymagajmy od siebie perfekcji bo nikt jej nie posiada.
Fakt, że czasami łazienka woła o pomstę do nieba, że łóżko przydałoby się w końcu pościelić. Ale faktem jest też, że ciągłe dążenie do udowadniania wszystkiego i wszystkim zabije w końcu nas. Ze zmęczenia zaczynamy warczeć na męża. Z byle czego potrafimy zrobić awanturę, do tego maluch, który marudzi i łzy gotowe. Niech jeszcze odwiedzi nas koleżanka z wagą anorektyczki i rzuci tekstem : „w tą bluzkę to dwie osoby by mogły wejść” nasz poziom frustracji sięga zenitu. Ale oczywiście nikomu o tym nie powiemy bo jeszcze ktoś pomyśli, że nie nadajemy się na matkę. A może to tylko my tak pomyślimy???
I tłumaczymy się „oj wiesz właśnie co się podłoga pobrudziła”(a nie myta od przedwczoraj), „właśnie ściągnęłam pranie z suszarki „(tydzień temu), „właśnie szłam do łazienki posprzątać” (może i szłam, ale na pewno nie sprzątać).
Żeby było jasne nie chodzi mi o kompletne zapuszczenie chałupy. Ale jeśli mamy chwilę dla siebie to wykorzystajmy ją dla SIEBIE. Z utęsknieniem czekamy, kiedy dziecko zaśnie a gdy to już się stanie nie wiemy za co się zabrać. Obiad ugotowany do połowy, na kurze nie starczyło czasu.
A czy nie możemy w chwili drzemki malca same się zdrzemnąć, albo zaparzyć kawę i obejrzeć beznadziejny serial czy po prostu posiedzieć w ogrodzie czy na balkonie. A od czasu do czasu gdy przyjdzie z pracy głodny mąż, zaproponować wyjście na obiad do restauracji. I ubierzesz się ładniej, zrobisz makijaż i zmywać talerzy później nie będzie trzeba. A na drugi dzień niech mąż weźmie malca na spacer a ty zajmiesz się domowymi obowiązkami bez chodzenia na paluszkach, albo z pociechą na boku. NOOO jasne, że ojciec dziecka nie zajmie się nim tak dobrze jak ty, ale przeżyją dwie godziny bez ciebie.
Chcemy być niezastąpione a jednocześnie szukamy kogoś kto nas we wszystkim zastąpi. Chcemy być idealne, innym powtarzając, że tacy ludzie nie istnieją. Chcemy być cały czas radosne i uśmiechnięte, a w środku czujemy rozdrażnienie, zmęczenie i frustrację.
Mamuśki moje kochane. Nikt od nas tego nie wymaga. Miejmy gdzieś co inni o nas pomyślą. Jeden nieumyty talerz w zlewie nie może przysłonić nam radości z macierzyństwa. Od tego, że raz wyjdziemy bez makijażu nasza kobiecość nie ucierpi. Wizerunek nasz jest w naszej głowie. To co jest w głowach innych niech sobie tam zostanie.
Mając do wyboru poprasować pranie czy pójść z dzieckiem na spacer wybieram to drugie. I nie czuję przez to, że życie codzienne mnie przerasta. Dajmy sobie odpocząć, dajmy sobie popłakać gdy nam źle, dajmy sobie być szczęśliwymi wg naszej własnej definicji a nie definicji innych.
P.s A nawiązując do poprzedniego postu Tylko nie faceci to jestem pewna, że mężczyźni wymiękli by po jednym dniu