Nie wiedziałam, że coś mnie może ograniczyć na spacerze z dzieckiem dopóki nie zapakowałam małej w wózek i nie wyszłam do miasta.
Zawsze zazdrościłam innym mamom że mogą spacerować sobie bez ograniczeń ze swoimi pociechami podziwiając przy tym uroki natury. Wydawało mi się wtedy, że beztrosko wdychają świeże powietrze popychając delikatnie paluszkiem ich wymarzony wózeczek. Tak się cieszyłam, że i ja owych czasów dożyłam. Ciesząc się i podziwiając okolicę, podziwiając i się ciesząc nagle stanęłam jak wryta. Moim oczom obok schodów ukazał się podjazd dla wózka.
Nie wiem czy bardziej długi czy bardziej stromy. Myślę sobie- kurczę- skoro tu jest tzn. że można po nim podjechać. Zbliżam się bardziej i myślę- kurczę- ale jak tu podjechać. Pierwsza próba kończy się na wysokości 6 schodka, kiedy to przednie koła zjeżdżają mi do środka a wózek niebezpiecznie się przechyla. Widzę jak dwóch młodych chłopaków podśmiewuje się z daleka. Widok pewnie iście zabawny jednak mi do śmiechu nie jest. Oczami wyobraźni widzę, jak wózek się przewraca, dziecko mi wypada a ja jeszcze łamię sobie ręce i nogi próbując się utrzymać. Po chwili z pomocą przybiega do mnie starszy dziadek, który sam wygląda jakby potrzebował pomocy przy chodzeniu. Szczerze mówiąc nie wiem czy gdyby nie on moja wyobraźnia nie przerodziła by się w rzeczywistość. Grzecznie dziękując odpuszczam pokonanie podjazdu i wybieram drogę na około. Jakieś 15 minut dłużej ale trudno. Życie moje i dziecka (a może i pomocnego dziadka) ważniejsze. Wolę nie ryzykować.
Jednak następnego dnia postanawiam walczyć od początku. Zbliżając się do punkt zero klnę w myślach na tych wszystkich budowlańców, projektantów, drogowców, wykonawców i wszystkich tych którzy mieli z tym podjazdem cokolwiek wspólnego. Staję u stóp „szczytu” iiii… I tym razem robię się cwana- BLOKUJĘ PRZEDNIE KOŁA! Że ja na to nie wpadłam wcześniej. Mijam kryzysowy szósty schodek, jestem na siódmym, ósmym, przy dziewiątym brakuje mi już sił, ale idęęę iii….jeest….koniec…. Czuję się jakbym przynajmniej Mount Everest zdobyła. Dziwię się tylko, że nie czeka na mnie u góry TVN, POLSAT i reszta mediów polskich.
Szczerze- to jest śmiech przez łzy. Naprawdę nie wiem w jakim celu robione są te podjazdy. Chyba tylko po to żeby były. Ich praktyczność równa się -100. Ile jeszcze takich niespodzianek czeka mnie w mieście? A może moje przeszkody to pikuś. Może ktoś ma jeszcze ciekawsze budowle w swoim regionie? Bardzo proszę o zdjęcia. Może zrobimy galerię antyspacerową dla wózka z dzieckiem? Najciekawsze zdjęcia zamieszczę na blogu.
Piszcie, wysyłajcie na ania@poloznamama.pl
2 comments
Sylwia
26 marca, 2015 at 11:14 am
Ojjj skąd ja to znam,a najgorsze ze polowa sklepów – najczesciej tych osiedlowych (najbliższych) nie jest przystosowana do manewrowania z wózkiem,nie wspominając o dostaniu sie do tego sklepu(brak podjazdu lub mega wąski albo stromy wręcz pionowy). Spacer i zakupy z maluszkiem powinny być przyjemnościa, a niekiedy to udręka niestety 🙁 zdjęcia na pewno będę podsyłała. Fajnie, że został poruszony ten temat. Może trzeba nawet na większa skale to poruszyć?:-)
Ania
26 marca, 2015 at 11:27 am
ojj tak osiedlowe sklepy to jest problem i mało kto chce pomóc np. przytrzymać drzwi. Zostają tylko supermarkety ale tam kolejny problem. Odsyłam do wpisu pt. Po porodzie zostałam zjodziejką